Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Mnie tu dobrze. Ja tu zostanę

Urszula Krutul [email protected]
Witek na zgliszczach swojego domu, który spalił się doszczętnie w pożarze
Witek na zgliszczach swojego domu, który spalił się doszczętnie w pożarze A. Zgiet
Region. Witek Lipko na swoje życie nie narzeka. A przyszło mu żyć w trudnych warunkach. Pożar strawił dom, w którym mieszkał z bratem i ojcem. Od tamtej pory mężczyzna żyje sam. W samochodzie.

Mam tu sad. W sadzie papierówki. Studnia jest. Mam gdzie się umyć. Dobrze mi - mówi Witek Lipko ze wsi Bryki Kolonia. Mieszka od paru tygodni w samochodzie, bo spalił mu się dom. Na szczęście burmistrz Drohiczyna Wojciech Borzym obiecał pomoc. Niedługo pan Witek, ma zamieszkać w barakowozie.

- Tylko, że ten barakowóz dawno już powinien tu stać. Co będzie jak znowu burze przejdą? Co ten człowiek zrobi? - zastanawia się z posępną miną jeden z sąsiadów.

Zasnął z papierosem

Witek i Jurek są chorzy. Mają zaburzenia osobowości. Mieszkali do tej pory z ojcem. Matka zmarła parę lat temu. Po pożarze ojciec trafił do domu swojej córki. Niestety, braci nie mogła wziąć.

- Siostra przyjeżdża czasem. Coś zawsze przywiezie - zapewnia Witek.
Jurek ma padaczkę. Prawdopodobnie to on zaprószył ogień. Przypadkiem. Wcześniej, jakiś czas temu podpalił stodołę, która znajdowała się w obejściu. Ugaszono same zgliszcza. Na jakiś czas mężczyzna trafił do szpitala, ale został zwolniony do domu. Teraz znowu jest w szpitalu w Choroszczy.

- Pewnie zasnął z papierosem - mówią sąsiedzi. Dodają, że z braćmi raczej nie było większych problemów. Jurek w ogóle nie wychodził z domu. Z Witkiem było gorzej. Czasem rzucał w ludzi albo w samochody kamieniami. Był też bardziej bojowy. Ale ostatnio się uspokoił. Prowadzi raczej samotnicze życie. Jest zdziwiony tym, że media się nim interesują. Chciałby mieć odremontowany dom. Mówi, że budował go z rodzicami. I nagle, w przeciągu paru chwil wszystko stracił.

- Czasem jak mu coś na głowę naszło, to szalał - mówią sąsiedzi. Ale ogólnie wszyscy chcą rodzinie Lipków pomóc. Mają chęci, tylko pieniędzy brak.

Mimowolny bohater

Gdyby nie Tomek Gawrysiuk, Jurka mogłoby już na tym świecie nie być. Nie patrzył na nic, nie zastanawiał się ani chwili, tylko pobiegł prosto w ogień.

- Byłam przerażona. Raptem tydzień wcześniej bawiliśmy się na jego weselu, a on w ten żar pobiegł. Serce mi na chwilę stanęło - mówi pani Celina, matka Tomka.
A sam chłopak? Bohaterem się nie czuje. Mówi, że każdy na jego miejscu zrobiłby to samo.

- Jak tam zajechałem, to dom już się palił. Nie wiem od czego wybuchł pożar. Prawdopodobnie od tego papierosa.

Z relacji Gawrysiuka wynika, że Jurek leżał w korytarzu z papierosem. Palić zaczęło się od kuchni. Potem zajęły się kolejne pokoje. Był sam w domu, ojciec chodził po obejściu, a brat był w sklepie. Na pytanie, jak się czuł i co zadecydowało, że pobiegł w ogień odpowiada szczerze:

- Nie pamiętam. To była chwila. Żona dzwoniła po straż, a ja pobiegłem. Nie czuję się bohaterem. A na pytanie, czy drugi raz zrobiłby to samo, odpowiada:

- Na pewno. Nawet bez chwili zawahania.

Zapytany o sąsiadów, stwierdza, że od dawna są leczeni. I, że wielkich problemów nigdy z nimi nie było.

Ja tu zostanę. Tu jest mój dom.

Pomoc, miejmy nadzieję, zostanie Witkowi udzielona. Tym bardziej, że przynajmniej, według zapewnień, wszyscy do tej pomocy są skorzy.

- Ja chętnie bym tam poszedł i pomógł. Ale sam nie pójdę, bo to strach. Nie wiadomo, czy mu co do głowy nie strzeli. Ale trzeba im pomóc. Jacy są, tacy są, ale ludzie nie mogą przecież żyć w takich warunkach - mówi sąsiad pan Andrzej.

- Teraz ciepło jest, to dobrze, a co zimową porą będzie? Zostawić go na pastwę losu? To nieludzkie- dodaje pani Regina. Jednak do tej pory Witek dostał raptem kilka koszul, a jedzenie kupuje sobie sam. A ośrodek pomocy społecznej ma wozy i żywność, mógłby mu dowozić. Żeby przynajmniej kilka razy w tygodniu zjadł coś ciepłego.

Burmistrz zapewniał, że sprawą pana Lipko się zajmie. I, że opieka społeczna już rozpatruje jego przypadek. Opcji jest kilka. Jedną z nich sam zainteresowany odrzucił. Mianowicie, nie chce on zamieszkać w specjalistycznym ośrodku pomocy. Zostają więc inne opcje. Pierwsza, to doprowadzenie do stanu używalności domu, a druga - bardziej prawdopodobna - to zakupienie kontenera mieszkalnego. W nim miałby trochę miejsca, ale co ważniejsze zabezpieczenie przed mrozem czy wiatrem oraz własny kąt.

- Ta sytuacja faktycznie jest wyjątkowo trudna. Wymaga nie tylko naszych chęci, ale również zgody petentów. Robimy wszystko, co w naszej mocy, żeby zapewnić temu panu pomoc. Mamy nadzieję, że uda nam się to zrobić jak najszybciej - mówi Bożena Chrząstowska, kierownik Miejsko-Gminnego Ośrodka Pomocy Społecznej w Drohiczynie. A co na to sam zainteresowany?

- Mnie nie trzeba, nie. Ja sobie poradzę... - mówi szczerze Witek. Jest dumny i o pomoc prosić nie chce. Szkoda tylko, że musi...

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na wspolczesna.pl Gazeta Współczesna