Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Motolotniarz runął w zboże. Nie przeżył

Aleksandra Gierwat
Specjaliści z Państwowej Komisji Badań Wypadków Lotniczych zjawili się w Szczepankowie w niedzielny poranek. Na razie nie są w stanie powiedzieć, kiedy poznamy przyczynę sobotniej tragedii.
Specjaliści z Państwowej Komisji Badań Wypadków Lotniczych zjawili się w Szczepankowie w niedzielny poranek. Na razie nie są w stanie powiedzieć, kiedy poznamy przyczynę sobotniej tragedii. Fot. A. Gierwat
54-latek zahaczył motolotnią o linię wysokiego napięcia.

Zanurkował w ziemię, zarzuciło go, jeszcze kozła wywinął - opowiada Bogdan Bacławski ze Szczepankowa. - Ludzie podbiegli do niego, był siny na twarzy. Rzadko oddychał. Po jakichś dziesięciu minutach już nie żył. Drugi z motolotniarzy wylądował obok na dróżce. Ryzykował, bo ona cała w dołkach.

Bo machał dzieciom?
Tragedia rozegrała się na polach w Szczepankowie (gm. Śniadowo). Z relacji świadków wynika, że w sobotni wieczór 54-letni motolotniarz z Ostrołęki przelatujący w okolicach wioski zahaczył o linię wysokiego napięcia. Mimo że szybko przyjechało pogotowie, mężczyzny nie udało się uratować.

- On leciał na bardzo nisko, na takiej wysokości się nie lata - podkreśla Bacławski. - Najprawdopodobniej machał dzieciom, które go obserwowały. Być może z tego powodu nie zauważył linii energetycznej, zawadził o nią i spadł. A ze 20 cm wyżej i przeleciałby bez problemu.

Nieszczęśliwy wypadek obserwował także mieszkający w pobliżu Henryk Janicki. On również zauważył, że motolotnia leciała podejrzanie nisko.

- To było gdzieś około godz. 20, jeszcze nie zdążyło się ściemnić - wspomina mężczyzna. - Patrzę, lecą dwie motolotnie, podejdę więc trochę bliżej. Nagle jedna spadła na pole. Drugi motolotniarz chyba się obejrzał. Zobaczył, że kolegi nie ma i wylądował.

Zdaniem Bacławskiego, mężczyzna, który zginął, motolotnią latał najprawdopodobniej od dłuższego czasu. Świadczyłby o tym dość dobrej klasy sprzęt.

- Z dobrym silnikiem i urządzeniami do nawigacji - podkreśla.

Eksperci na razie milczą
W niedzielny poranek na miejscu wypadku zjawili się przedstawiciele Państwowej Komisji Badań Wypadków Lotniczych, ale nie chcą spekulować na temat przyczyn tragedii. Na razie trudno też powiedzieć, kiedy poznamy ich ustalenia. Niezależnie od komisji własne postępowanie prowadzi policja i prokuratura.

- Na razie możemy jedynie potwierdzić, że 54-letni mężczyzna z nieustalonych dotąd przyczyn zahaczył o linię wysokiego napięcia, spadł, a lekarz stwierdził zgon - informuje podinsp. Andrzej Baranowski, rzecznik Komendy Wojewódzkiej Policji w Białymstoku.

Przypomnijmy, że do podobnej tragedii doszło pod koniec czerwca na suwalskim lotnisku. Wtedy o linię wysokiego napięcia zahaczył 37-letni doświadczony paralotniarz. Nie miał szans na przeżycie.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na wspolczesna.pl Gazeta Współczesna