Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Nasza Łomża: Legendy z ulicy Konwy

BJK
Mieszkańcy ulicy Stacha Konwy są bardzo dumni ze swego patrona, bohaterskiego Kurpia z Nowogrodu
Mieszkańcy ulicy Stacha Konwy są bardzo dumni ze swego patrona, bohaterskiego Kurpia z Nowogrodu Archiwum
Choć na jednej z głównych ulic Rembelina, najstarszej dzielnicy w Łomży - Stacha Konwy, mieszkał zaledwie trzynaście lat, to o jej historii potrafi powiedzieć wiele. Witold Włodkowski urodził się 15 lipca 1926 roku.

Ulica, którą ma w pamięci z czasów dzieciństwa od tej obecnej odróżnia się praktycznie wszystkim, zarówno zabudową architektoniczną, jak i mentalnością ludzi. Zatem jaka była ulica Stacha Konwy dawniej, a jaka jest teraz?

Aleja jak z bajki
- Była to piękna, długa arteria, w większości zamieszkana przez rolników - wspomina Włodkowski. - Były dwa duże domy od strony ul. Pięknej oraz sklep, w którym zaopatrywali się wszyscy mieszkańcy tej dzielnicy - dodaje.
W centralnym i strategicznym punkcie ul. Stacha Konwy znajdował się budynek gubernialny, w którym od 1950 roku siedem klas lekcyjnych otrzymał obecny Zespół Szkół Weterynaryjnych.

- Jak byłem mały, pamiętam, że bardzo dużo wojskowych kręciło się w okolicach naszego domu. Między żołnierzami a chłopakami ze Stacha Konwy, czy wręcz z Rembelina, toczyła się rywalizacja o dziewczyny. Jednak nasi byli uparci, twardsi i nie pozwalali zabiegać o swoje dziewczyny - śmieje się Włodkowski.

Ulica przed wojną była brukowana, poruszały się po niej gównie furmanki, a jak jeden z gospodarzy kupił samochód, to było to wielkie wydarzenie.
- Trzymał go w szopie, mało używał, co raz był okradany, aż w ostateczności z samochodu wymontowano to, co dało się zdemontować - opowiada.
I choć ulicę tę zamieszkiwała głównie klasa robotnicza i rolnicy, a ich majątki były stosunkowo małe, to mieszkańców "Stacha" charakteryzował wyjątkowy patriotyzm i przywiązanie do tradycji.

- Święta obchodziło się bardzo uroczyście, Wielkanoc, Zielone Świątki - wszyscy żyli świętami. W domach robiło się kolorowo, a wszyscy zasiadali do uroczystych kolacji. Nas w domu było 11, to dopiero była atmosfera.
Przy wieczerzach przekazywano młodszym pokoleniom legendy związane z patronem ulicy, ale także z budynkami, które wówczas stały przy brukowanej alei.

Mara nie wiara
Praktycznie wszystkie dzieci bały się chodzić w okolicach domu za internatem.
Kiedyś znajdował się tam drewniany dom, którego okna były zabite blachą.
- Mówiono nam, że w tym domu mieszka czarownica. Ojciec podczas chrztu dziewczynki, na zadane pytanie miał odpowiedzieć "wiara", zaś powiedział "mara". Mówiono, że została ona przeklęta, a jej dusza błąka się po domu.

Inna z legend dotyczy pastucha bez nogi, który mieszkał na końcu ulicy (obecnie od strony ul. Nowogrodzkiej) w glinianym domu i też był owiany nie do końca wyjaśnioną tajemnicą.

- Wtedy te legendy wzbudzały w nas emocje, i faktycznie, jako młody chłopak unikałem tych miejsc. Teraz po latach, gdy to wspominam, traktuję to z przymrużeniem oka.

Obecnie ulica Stacha Konwy kojarzy się głównie z popularną "wetą". Mieszkańcy starszej daty opuścili dzielnicę, a legendy, które żywe były jeszcze 20, czy 50 lat temu, pamiętają nieliczni.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na wspolczesna.pl Gazeta Współczesna