Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Nie żyje niemowlę porażone prądem. Prokuratura chce, by za tę śmierć odpowiedział właściciel domu na Leśnej Dolinie (zdjęcia)

Magdalena Kuźmiuk
Magdalena Kuźmiuk
Nie żyje niemowlę porażone prądem. Prokuratura chce, by za tę śmierć odpowiedział właściciel domu na Leśnej Dolinie
Nie żyje niemowlę porażone prądem. Prokuratura chce, by za tę śmierć odpowiedział właściciel domu na Leśnej Dolinie Magdalena Kuźmiuk
Na wokandę Sądu Okręgowego w Białymstoku trafiła we wtorek głośna sprawa dotycząca śmierci 10-miesięcznego chłopca porażonego prądem w domu na białostockim osiedlu Leśna Dolina. Sędziowie rozpatrywali apelację prokuratury, która nie zgadza się z tym, że właściciel domu nie powinien ponieść kary za nieumyślne spowodowanie śmierci dziecka.

- Sąd pierwszej instancji nie miał wątpliwości, że odpowiedzialność za stan instalacji elektrycznej, jak również za narażenie lokatorów na bezpośrednie niebezpieczeństwo utraty życia lub ciężkiego uszczerbku na zdrowiu ponosi właściciel domu - Jan B. Kiedy porażone prądem zostało małe dziecko, sąd odciął się od dotychczasowej oceny i stworzył nowy stan faktyczny. Ta wersja oparta jest tylko i wyłącznie na tym, co przedstawił oskarżony, choć wcześniej część jego wyjaśnień została przed sąd zakwestionowana - podnosiła w swojej mowie prokurator Anna Giedrys.

We wtorek na wokandę Sądu Okręgowego w Białymstoku trafiła apelacja prokuratury, która nie zgadza się z wyrokiem sądu pierwszej instancji, jaki zapadł wobec 65-letniego Jana B. w lutym. Wówczas sąd rejonowy skazał właściciela domu jedynie za nieumyślne narażenie lokatorów na bezpośrednie niebezpieczeństwo utraty życia lub ciężkiego uszczerbku na zdrowiu. Uznał, że oskarżonemu Janowi B. nie można przypisać winy za nieumyślne spowodowanie śmierci małego Mattiasa, co w akcie oskarżenia zarzuciła mu prokuratura. Sąd ukarał Jana B. grzywną wysokości tysiąca złotych.

Do tragedii doszło rankiem 21 czerwca 2017 roku w wynajmowanym domu przy ul. Bacieczki w Białymstoku. W mieszkaniu - oprócz raczkującego 10-miesięcznego Mattiasa - była jego matka, jej partner i jedna z córek. Kiedy mężczyzna wyszedł na chwilę do sklepu, a matka - jak twierdzi - kończyła pić kawę, dziecko z kuchni przeraczkowało do korytarza. To były ułamki sekund. Jak ustalili śledczy, chłopczyk chwycił wystające nisko nad podłogą niezabezpieczone kable od dzwonka. Został porażony prądem. Trafił do szpitala. Lekarze z UDSK walczyli o życie niemowlęcia przez ponad dwa tygodnie. Niestety 7 lipca chłopczyk zmarł.

Białystok. Nie żyje dziecko porażone prądem. Właściciel mieszkania skazany, ale nie za śmierć chłopca

Na wtorkowej rozprawie prokurator podnosiła, że kara grzywny, jaką sąd pierwszej instancji wymierzył oskarżonemu właścicielowi, jest rażąco łagodna. Anna Giedrys wniosła o uchylenie zapadłego w lutym wyroku i przekazanie sprawy do ponownego rozpoznania. Miała też wniosek alternatywny: podwyższenie grzywny do kwoty 10 tysięcy złotych.

Adwokat oskarżonego Anna Surowiec wniosła z kolei o utrzymanie wyroku w mocy. - To nie zły stan instalacji elektrycznej był przyczyną porażenia prądem dziecka. To nie sam oskarżony ponosi odpowiedzialność za nieumyślne spowodowanie tragicznego skutku. A do tego skutku doprowadziła nieuprawniona ingerencja któregoś z domowników w dzwonek - przekonywała adwokat.

Dodała, że jej klient nie może ponosić odpowiedzialności za lekkomyślne działanie swoich lokatorów. - To matka chłopca będąc pod wpływem alkoholu dopuściła się tej ingerencji - powiedziała stanowczo mecenas Surowiec.

Rzeczywiście. Początkowo w sprawie zarzuty usłyszała 35-letnia matka Mattiasa. Prokuratura uznała, że niewystarczająco dobrze sprawowała opiekę nad dzieckiem. Po kilku miesiącach umorzyła jednak postępowanie wobec kobiety, a zarzuty postawiła właścicielowi domu.

Zmarło niemowlę porażone prądem. Właściciel domu stanął przed sądem (zdjęcia)

Sąd rejonowy stwierdził w uzasadnieniu lutowego wyroku, że w sprawie jest wiele wątpliwości, a podstawowa jest taka: kto dokonał demontażu obudowy. Sąd ocenił wówczas zeznania członków rodziny jako sprzeczne w tej kwestii, zaś osobą, której najbardziej zależało na zrzuceniu z siebie odpowiedzialność, była matka.

W dzień przed tragedią nad miastem przeszła burza. Kobieta przyznała, że dzwonek wydawał irytujący dźwięk. Chciała wyciszyć gong, próbowała coś odłączyć. Zdaniem sądu, mogła nieumiejętnie zdjąć obudowę. Gdy po śmierci chłopca do mieszkania przyszli policjanci, nie było jej na ścianie. Dlaczego? Matka oraz jej partner i tu złożyli rozbieżne zeznania.

Tę rozbieżność zeznań rodziców małego Mattiasa podnosiła na rozprawie odwoławczej obrona. Prokurator zaś stwierdziła, że któreś z rodziców wyrwało gong już po zdarzeniu, niejako z zemsty za to, że przez owo urządzenie cierpli ich dziecko.

Wyrok w tej sprawie zapadnie 3 lipca.

Zobacz też:
Co o szczepieniach sądzą białostoczanie? (sonda) (30.05.2019)

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wideo
Wróć na wspolczesna.pl Gazeta Współczesna