Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Poznaj najciekawsze historie liderów podlaskiej gospodarki

Jarosław Wrażeń, Admis
Jarosław Wrażeń, Admis
- W naszym regionie żyją ludzie, których biznesowe historie są równie interesujące jak życiorys Billa Gatesa - mówi Wojciech Jarmołowicz, autor książki "Liderzy podlaskiej gospodarki", w rozmowie z Marylą Pawlak-Żalikowską.

Nie będę do ciebie mówiła per pan, bo jesteś przecież od lat moim redakcyjnym kolegą… Z tego co pamiętam, to podlaską gospodarką zajmujesz się jako dziennikarz już ponad 10 lat. Co cię podkusiło, żeby napisać książkę o jej liderach?

- Między innymi właśnie ta rocznica. Bo zawsze byłem przekonany, że wśród nas żyją i działają ludzie, których biznesowe historie mogą być równie fascynujące jak - zachowując proporcje ekonomiczne - życiorysy chociażby Billa Gatesa, Steve'a Jobsa czy Marka Zuckerberga. Ale ciągle brakowało mi kontekstu, dla którego taka książka miałaby się ukazać akurat teraz, a nie na przykład za pięć lat.

Co przeważyło szalę, że jednak powiedziałeś sobie: to ten moment!?

- Któregoś dnia Krzysiek Paliński, szef Agencji Admis i białostockiego oddziału Mediów Regionalnych, rzucił w rozmowie: Zobacz, to już ćwierć wieku cieszymy się wolnością gospodarczą, a w tym roku będziemy świętować 10. rocznicę Podlaskiej Złotej Setki Przedsiębiorstw, rankingu największych naszych firm, który organizuje Kurier Poranny. Pomyślałem, że faktycznie to dobry moment, żeby się spiąć i pokazać ludzi, którzy historią swojej samodzielności gospodarczej pokażą nam te czasy.

Książka zawiera rozmowy z dziesięcioma właścicielami wiodących podlaskich firm. Według jakiego klucza ich wybrałeś?

- To było bardzo trudne, bo na mojej pierwotnej liście osób, z którymi chciałbym porozmawiać, było około 60 nazwisk. To wydanie zawiera rozmowy z 10 ważnymi postaciami lokalnego biznesu, które prowadzą działalność od co najmniej 20 lat (wyjątek stanowi firma Kinga, która 20-lecie będzie świętowała za kilka miesięcy). Ich przedsiębiorstwa liczą się na rynku polskim, często także na rynkach europejskich czy światowych. Najszczęśliwszy byłbym, gdybym mógł w kolejnych tomach oddać historię pozostałych pięćdziesięciu, ale wiele zależy od zainteresowania tą publikacją.

Książka jest pełna kapitalnych anegdot, które pokazują absurd czasów, w jakich jej bohaterom przyszło walczyć o swój sposób na życie. Pamiętasz historyjkę o półprzewodnikach opowiedzianą przez Macieja Sztumskiego, założyciela, właściciela i mózg firmy Plum?

- Jak nie pamiętać! Charakteryzując absurd lat minionych opowiadał, jak to podczas otwarcia fabryki z elektroniką jakiś partyjny dygnitarz zapowiadał, że "dziś otwieramy fabrykę półprzewodników, ale dzięki partii za kilka lat otworzymy fabrykę całych przewodników"!

Miód malina taka fraza… Tak sobie czytałam tę twoją książkę i myślałam, że wcale nie jest tylko dla krewnych i znajomych królika, czyli osób znających bohaterów. Jest kopalnią anegdot bawiących - bo teraz to już się z tego można śmiać - ludzi z każdego pokolenia. Ale i wskazówką, jak przetrwać kryzysy, absurdy polityczne i prawne…

- Wspomniałaś o Macieju Sztumskim. Mi się spodobało jedno z jego powiedzeń, biznesmena i wynalazcy, że pieniądze, owszem, są ważne w biznesie, ale są takim samym narzędziem jak młotek albo śrubokręt. Ale kapitalne są też spostrzeżenia np. Mikołaja Charkiewicza, szefa superinnowacyjnej firmy ChM, która produkuje implanty medyczne. Jest bardzo krytyczny wobec urzędników, naukowców, pracowników. Zapytałem go, czy w związku z tym nie boi się ostracyzmu? A on na to, że gdy był mały, to nie mógł stawiać swoich warunków, a dziś już może nawet z profesorami dyskutować.

Pamiętam ten fragment. Mikołaj Charkiewicz kończy swoją wypowiedź stwierdzeniem "Tyle tylko, że trzeba mieć świadomość, że przez dwadzieścia lat czołgałem się na kolanach, by teraz przyjąć ludzką postawę". Mocne.

- Bardzo, ale wiesz, to sformułowanie można przypisać prawie do każdej z tych dziesięciu historii. Historii niezwykle interesujących. Mówię tak nie z zarozumialstwa, bo przecież ja ich nie wymyślałem. Napisało je życie i każdy z tych przedsiębiorców. Ich życiorysy mają w sobie kapitalny uniwersalizm. Mam nadzieję, że - tak jak wspomniałaś - mogą być bardzo dobrą wskazówką dla młodych ludzi, którzy dziś też nie chcą wyciągać do nikogo ręki, tylko budować swój własny sukces.

Bohaterowie tej książki na pewno osiągnęli sukces, ale mówią też o swoich porażkach - mniejszych i większych, osobistych i biznesowych. Opowiadają o swojej determinacji, pomysłach, niepoddawaniu się, optymizmie, ale także o ciężkiej, mozolnej, codziennej pracy. O tym, że sukces czasem ma gorzki smak i słoną cenę. I o najbliższych - o rodzinie, współpracownikach - bez których ich sukces prawdopodobnie nie byłby możliwy.

Z racji zawodu znamy historię Wojciecha Strzałkowskiego, niezwykle barwnej postaci podlaskiego biznesu, obecnie też honorowego konsula Chorwacji w naszym regionie. Ale faktycznie, upowszechnienie poprzez książkę informacji, że pierwsze biuro założył w... budce telefonicznej w Berlinie może być zachętą i informacją że do pomysłowych świat należy.
- Z każdym z bohaterów tej książki spotkałem się minimum dwa razy. W sumie miałem ponad 50 godzin rozmów. Niezależnie od tego, jak zaczynali swoją działalność biznesową, jaką branżę reprezentują - handel, produkcję innowacyjną, budownictwo - mają wspólne cechy: im zawsze "chciało się chcieć", mieli marzenia, wiedzieli, co chcą robić, byli niepokorni, nie wyobrażali sobie pracy u kogoś.

A zaczynali, jak wspomniałeś, w ciekawych czasach.

- Przypomnę tylko, że w grudniu 2013 roku minie 25 lat od wprowadzenia słynnej już tzw. ustawy Wilczka (ustawy o działalności gospodarczej, opracowanej według projektu ówczesnego ministra przemysłu Mieczysława Wilczka oraz premiera Mieczysława Rakowskiego). To właśnie ten akt prawny dawał zielone światło wszystkim przedsiębiorczym Polakom, którzy chcieli spróbować swoich sił w oficjalnym biznesie. To także był początek końca wielu państwowych molochów, które w czasach Polskiej Rzeczypospolitej Ludowej były pod szczególną ochroną, ale już nie były w stanie sprostać nowym wymaganiom. Skończył się też czas, gdy przewodnia siła narodu - Polska Zjednoczona Partia Robotnicza - wyznaczała Polakom, czym mamy jeździć, w jakich mieszkaniach mamy mieszkać, co i jak mamy jeść. O gospodarce miał decydować rynek, czyli klient, który albo kupował czyjeś usługi lub produkty, albo zostawiał swoje pieniądze u konkurencji, coraz częściej także zagranicznej.

A potem był plan Balcerowicza.

- I wtedy podlaska gospodarka musiała nauczyć się wolnego rynku, a jeszcze za kilka lat integrować się z Unią Europejską. Świat stawał się coraz bardziej otwarty, ale pojawiły się też problemy: upadłość wielu przedsiębiorstw, bezrobocie, szybkie zmiany rynkowe. A z drugiej strony dla wielu pojawiła się szansa zbudowania nowych firm, zarobienia potężnych pieniędzy.
I o tym wszystkim jest ta książka?

- Dokładnie tak. Mam nadzieje, że jej czytelnicy będą mieli z czytania tak ogromną frajdę, jak ja z jej pisania. Dziękuję za to wszystkim swoim rozmówcom.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na wspolczesna.pl Gazeta Współczesna