Uczmy się kochać bogatych - mówił podczas ostatniej sesji Rady Miasta Marian Mielcarek, prezes MPEC w Łomży, tłumacząc radnym, że wysokie zarobki pracowników wynikają z dobrej kondycji przedsiębiorstwa. Trudno jednak przekonać do tej miłości przeciętnego łomżyniaka, który jedynie z zazdrością może patrzeć na bajońskie sumy, jakie co roku zgarniają prezesi miejskich spółek, dyrektorzy instytucji finansowanych przez miasto, a także dyrektorzy szkół i przedszkoli. O tym, ile im my, podatnicy płacimy dowiedzieć się możemy ze złożonych oświadczeń majątkowych. Kryzys? Ci na najwyższych stanowiskach nawet o nim nie słyszeli.
Podwyżki wyższe niż inflacja
Sam prezes Mielcarek zarobił w ub. roku ponad 155 tys. zł brutto, jego zastępcy - w granicach 120 tys. zł. A przypomnijmy, że w ub. tygodniu prezydent zadecydował, że członkowie zarządu MPEC będą zarabiać 5 proc. więcej.
- Komu służą spółki miejskie? - zastanawia się radny Andrzej Grzymała. - Bo jak obserwuję, to sobie, a mają służyć mieszkańcom miasta. Chcemy wdrażać program oszczędnościowy, to zacznijmy od tych spółek. Podobna sytuacja jest w MPWiK. Przy niespełna 4-procentowej inflacji tam wynagrodzenia członków zarządu wzrosły o 25 proc., a Rady Nadzorczej o 70 proc.
Również radny Maciej Głaz nie zostawia suchej nitki na władzach miasta w tej kwestii:
- Każdy, kto idzie do wyborów, mówi o oszczędnościach, a później zakochuje się w tych spółkach. Trzeba koszty funkcjonowania obniżać, a nie napędzać podwyżki. Te spółki to monopoliści. Do kiedy mieszkańcy wytrzymają te podwyżki? - pyta.
Wysokie zarobki prezesów i dyrektorów w miejskich spółkach budzą zrozumiałe oburzenie mieszkańców, bo za ciepło, wodę, wywóz śmieci płacimy coraz więcej. Ludziom coraz trudniej związać koniec z końcem. A im? Wielu ma po kilka domów lub mieszkań, wartych kilkaset tys. zł, na kontach zaś pokaźne oszczędności. Żyć, nie umierać!
Co ciekawe, nie wszyscy tak dobrze zarabiający wykazują w swych oświadczeniach jakiekolwiek oszczędności (m.in. Grzegorz Piotr Lewańczuk) albo wykazują tak małe, że aż trudno w to uwierzyć (Jadwiga Cwalina - 3,2 tys. zł, Ryszard Fiedorowicz - 8,1 tys. zł). Zazwyczaj jest to jednak kilkadziesiąt - kilkaset tys. zł. Rekordzistą jest prezes Mielcarek - 401,5 tys. zł oszczędności i 35,5 tys. zł w papierach wartościowych.
Przebija ich dyrektor Filharmonii
Pod względem zarobków za ub. rok rekord należy jednak do Jana Miłosza Zarzyckiego, dyrektora FKWL w Łomży, który jest też pracownikiem Uniwersytetu Muzycznego im. Fryderyka Chopina w Warszawie. Z wynagrodzenia za pracę, z umów o dzieło/zlecenie i dodatkowo z tytułu praw autorskich osiągnął on roczny dochód w wysokości 215 tys. 749 zł. Całkiem nieźle radzą też sobie inni ludzie kultury. Dyrektor TLiA Jarosław Antoniuk, prócz wynagrodzenia, otrzymał nagrodę Ministra Kultury - 10 tys. zł i 18,7 tys. zł za prawa autorskie.
Zarobki artystów budzą jednak mniejsze kontrowersje. Ludzie postrzegają je jako zasłużoną nagrodę za ciężką pracę i talent, a nie wynik układów i znajomości.
Z kolei najlepiej chyba zarabiającym emerytem w Łomży jest dyrektor DPS Franciszek Chrzanowski (108,9 tys. wynagrodzenia, 69 tys. zł emerytury).
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?