Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Bo nie zawiózł kaktusa

Anna Mierzyńska
Paweł H. i Łukasz H. opowiedzieli staroście, co się dzieje w DPS-ie w Kozarzach. Starosta był zaskoczony.
Paweł H. i Łukasz H. opowiedzieli staroście, co się dzieje w DPS-ie w Kozarzach. Starosta był zaskoczony.
Zdaniem prokuratury, Mirosław K. wykorzystywał swoich pracowników do budowy własnego domu w Białymstoku. Teraz między rozprawami spotykają się w pracy: szef, czyli oskarżony, i jego podwładni, zeznający przeciwko niemu.

Mirosław K. to szef Domu Pomocy Społecznej w Kozarzach.

- Atmosfera jest fatalna, nie da się wytrzymać - mówią pracownicy. Opowiadają o szykanach i dyskryminacji. Oczywiście, dotyczą one tylko tych, którzy zeznają przeciwko dyrektorowi w sądzie.

Zamknęli go w garażu
Były pracownik DPS-u w Kozarzach Łukasz H. wspomina (zeznał to już przed sądem), jak kilka lat temu w listopadzie razem z dyrektorem Mirosławem K. i kolegą z pracy zabrali mieszkańca DPS-u z głębokim stopniem upośledzenia do Białegostoku, do PFRON-u. Po załatwieniu spraw urzędowych dyrektor zawiózł wszystkich... na budowę swojego domu.

- Podjechał tyłem pod garaż zakładowym samochodem - opowiada Łukasz. - Otworzył garaż, kazał zdjąć tego mężczyznę na wózku i wstawić do garażu. Zamknął go tam, a nam kazał iść na budowę. Było zimno, śnieg już leżał, a ten mężczyzna był tylko w dresach. A garaż to nieogrzewany budynek! On tam siedział sam, my gipsowaliśmy kable, a pan dyrektor sobie pojechał. Wrócił dopiero po trzech godzinach. Na szczęście, mieliśmy herbatę w termosie i suchy prowiant. Znaleźliśmy wejście do garażu od środka, z budynku, i zanieśliśmy to temu człowiekowi.

Ale nie tylko pracownicy mieli pomagać dyrektorowi w budowie domu. Dwóch mieszkańców DPS-u też tam ponoć pracowało, i to dość chętnie, bo w zamian dostawali, jak opowiadają pracownicy DPS-u, większe porcje jedzenia. Podwójne! Zamiast dwóch kromek chleba - cztery. Dokładka zupy i drugiego dania. Więc jeździli.

Mirosław K. jest zdziwiony skargami pracowników, podobnie jak stawianymi mu zarzutami. W sądzie nie przyznaje się do winy. O pretensjach swoich podwładnych mówi: - Ma je jedynie niewielki ułamek całej załogi. Wiem, że tak jest, ponieważ wszyscy pracownicy z inicjatywy związków zawodowych wyrażali swoją opinię na mój temat. I ponad 90 procent stwierdziło, że nie uznaje stawianych mi oskarżeń. A co do skarg na atmosferę w pracy - żaden pracownik nie złożył skargi w tej sprawie, nikt nie powiadomił komisji zakładowej, która skargi rozpatruje.

Dać kaktusa burmistrzowi?
Kiedy Mirosław K. zapoznał się z aktami w prokuraturze, Łukasz przestał być dobrym pracownikiem. Stracił premię, którą wcześniej dostawał regularnie. Nie chciano mu już udzielać urlopu w dniach, kiedy miał zajęcia na uczelni (studiował zaocznie) - chociaż wcześniej nie było z tym problemów.

- A kiedy nie pojechałem z kaktusem, to już w ogóle było - opowiada Łukasz. - Szefostwo DPS-u dało mi kaktusa oraz pismo od mieszkańców i pracowników, i miałem z tym pojechać na sesję rady gminy Ciechanowiec. I wręczyć to burmistrzowi. Ale nie zgodziłem się. Pan dyrektor nie jechał z nami, tylko czekał na nas na sesji, bo on jest przecież radnym...

Dodajmy - radnym opozycyjnym wobec burmistrza. Mirosław K. sam zresztą sugeruje, że w sprawie DPS w Kozarzach chodzi nie o DPS, nie o pracowników, tylko o sprawy polityczne.

- Ja jestem drugi rok kontrolowany non stop! Toczy się akcja przeciwko mojej osobie. Komuś zależy na tym, żeby mnie zdyskwalifikować - mówi.

Dziś na pewno zależy na tym niektórym pracownikom. Paweł H. przez wiele miesięcy nie mógł zapomnieć o dniu, w którym przyszedł do pracy i zobaczył, że jego biurko... zniknęło. Okazało się, że pan dyrektor kazał je wynieść. Bez informowania o tym pracownika.

- Dobrze, że kolega przechował dokumenty, bo i ich by nie było - opowiada oburzony Paweł.

Bo zbierał korę...
Krzysztof o braku premii już nawet nie wspomina. Mówi za to o piśmie, z którego dowiedział się, że nie wykonuje swoich obowiązków. Pismo dołączono do jego akt osobowych. A wszystko dlatego że raz pani kierownik nie mogła go znaleźć. Krzysztof golił wtedy jednego z mieszkańców domu. Takie wyjaśnienie nie wystarczyło jednak pani kierownik, która murem stoi za Mirosławem K. Teraz Krzysztof, opiekun mieszkańców na dwóch oddziałach, musi informować o tym, gdzie idzie. Nawet jak wychodzi do łazienki, powinien to zgłosić przełożonym. Absurd? Podobnie jak w przypadku Wojtka D., który dostał upomnienie, ponieważ na spacerze z podopiecznymi nie zajmował się nimi, tylko... zbierał korę drzew do reklamówki. Wyjaśnienie, że to efekt pogadanki dla podopiecznych "Co nam daje las", też nie znalazło uznania u przełożonych. Wojtek jest więc na cenzurowanym.

- Pierwszy raz o tym słyszę. Nie miałem wcześniej żadnych sygnałów od pracowników DPS-u, że jest tam jakiś problem - dziwił się kilka dni temu Bogdan Zieliński, starosta wysokomazowiecki. Kilku pracowników domu przyniosło mu pismo, w którym domagają się zawieszenia dyrektora w obowiązkach.

- Ale przecież można było przewidzieć konflikt, jeśli w pracy spotykają się osoby, które stoją w sądzie po przeciwnych stronach. Czy starostwo próbowało temu konfliktowi zapobiec - pytamy.

- Cóż, nie można od razu uznawać dyrektora winnym zarzutów. Dopóki nie będzie prawomocnego wyroku, dla mnie jest niewinny - zaznacza od razu starosta. - A co do zastraszania w DPS-ie - sprawdzę to, spotkam się z załogą i z dyrektorem.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na wspolczesna.pl Gazeta Współczesna