Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Dwaj panowie L., czyli o biało-czerwonych asach, których dzielą lata, ale nie dzieli klasa

Dariusz Klimaszewski
Dariusz Kimaszewski
Dariusz Kimaszewski Archiwum
Były emocje, nerwy, może nawet chwile zwątpienia. Ale wszystko skończyło się szczęśliwie. Polscy piłkarze pokonali Danię i Armenię, dzięki czemu nadal są uważani za faworytów wyścigu do finałowego turnieju mistrzostw świata w Rosji.

Powracam do tych meczów, a szczególnie pierwszego z Duńczykami, bo - kiedy Robert Lewandowski strzelił trzeciego gola - komentatorzy przypomnieli nazwisko innego wspaniałego napastnika - Włodzimierza Lubańskiego. I mieli rację. Akcja „Lewego” do złudzenia przypominała bowiem szarżę „Włodka” w meczu z Anglią w Chorzowie w czerwcu 1973 roku, zakończyła się zaś niemal identycznym strzałem. A poza tym, tak, jak trzy gole Lewandowskiego pokonały teraz Duńczyków, tak dwa gole Lubańskiego dały nam zwycięstwo 2:1 nad nimi w Kopenhadze w 1977 roku, także w meczu eliminacji mistrzostw świata.

Komentatorzy zwrócili też uwagę, że Lewandowski z 40 golami jest już czwarty w klasyfikacji wszech czasów polskich napastników, na czele której jest Lubański z 48 trafieniami. No i rozpoczęła się dyskusja, który z tych dwóch panów L. jest lepszy.

Nie mam wątpliwości, że wkrótce, jeśli nie przydarzy się jakiś zdrowotny dramat, „Lewy” będzie w tej klasyfikacji numerem jeden. Ale wcale nie oznacza to, że jest napastnikiem skuteczniejszym od Lubańskiego. Jeżeli bowiem policzymy średnią trafień na mecz, to as Bayernu Monachium ma 0,48, a były as Górnika Zabrze - 0,64 (tu należy wspomnieć przedwojennego bombardiera Ernesta Wili-mowskiego - 21 goli w 22 meczach, czy poprzednika Lu-bańskiego - Ernesta Pohla - 39 bramek w 46 spotkaniach).

Fakt, że Lewandowski już zrobił większą karierę międzynarodową. Ale nie mam też wątpliwości, że podobne uznanie spotkałoby także Lu-bańskiego. Nie spotkało, bo władze PRL-u na początku lat 70. zastopowały transfer asa Górnika do Realu Madryt.

Co zaś tyczy się strzelonych goli, to mam pewność, że konto „Włodka” byłoby znacznie bogatsze. I nie chodzi mi tylko o to, że kontuzja we wspomnianym meczu w Chorzowie wykluczyła go z reprezentacji na długie trzy lata. Rzecz w tym, że w czasach Lubańskiego rozgrywano o wiele mniej meczów międzypaństwowych. Wówczas już spotkanie towarzyskie było piłkarskim świętem, a nie jak obecnie - sparingiem.

Inna sprawa, że Lubański zaczął reprezentacyjną karierę znacznie wcześniej niż Lewandowski. Wszakże 4 września 1963 roku, kiedy w Szczecinie zagrał przeciw Norwegom (strzelił też gola) miał zaledwie 16 lat i 228 dni, co do dziś jest rekordem („Lewy” zadebiutował w wieku 20 lat). I tu ciekawostka: trzy miesiące wcześniej „Włodek” jedyny raz w swej karierze zagrał w naszym regionie. Wystąpił w meczu reprezentacji juniorów Polski i Rumunii (0:1) na stadionie przy ul. Jurowieckiej w Białymstoku.

A więc Lubański (rocznik 1947) czy Lewandowski (rocznik 1988)? Dla mnie pierwszy był, a drugi jest napastnikiem światowej klasy.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na wspolczesna.pl Gazeta Współczesna