Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Kasę lepiej wydać na ludzi

A. Zgiet
- Jeśli nie zachęcimy młodych ludzi, by tu mieszkali, tu pracowali i tu korzystali z tego, co te dodatkowe pieniądze przyniosą, to cała pomoc unijna nic nam nie da - podkreśla prof. Robert Ciborowski
- Jeśli nie zachęcimy młodych ludzi, by tu mieszkali, tu pracowali i tu korzystali z tego, co te dodatkowe pieniądze przyniosą, to cała pomoc unijna nic nam nie da - podkreśla prof. Robert Ciborowski A. Zgiet
Z prof. Robertem Ciborowskim, dziekanem Wydziału Ekonomii i Zarządzania Uniwersytetu w Białymstoku, o tym, że dla rozwoju Podlasia najważniejsi są ludzie, a unijne pieniądze to tylko dodatek, rozmawia Anna Mierzyńska.

Trwa ogólnopolska dyskusja nad podziałem funduszy unijnych, wywołana wykreśleniem wielu projektów samorządowych z tzw. list indykatywnych ogólnopolskich programów unijnych. Tak naprawdę jest to jednak dyskusja o polityce regionalnej państwa. Słucham kolejnych dyskutantów i poważnie się zastanawiam: może nie warto gonić innych regionów? Może powinniśmy się pogodzić z tym, że Wschód zawsze będzie Polską B?
- Najpierw trzeba zwrócić uwagę na kilka elementów. Po pierwsze: zastanowić się, jak ma wyglądać polityka regionalna w Polsce, bo tego na razie do końca nie wiadomo. Po drugie: odpowiedzieć na pytanie, czy głównym celem w rozwoju regionalnym ma być konkurencyjność regionów, a jeśli tak, to czy powinniśmy konkurować z regionami w Polsce czy może w Europie. I po trzecie: zastanowić się nad tym, co wpływa na to, że region się rozwija. Jak to wszystko zbierzemy razem, pewne rzeczy w trwającej debacie łatwiej będzie przyjąć czy zrozumieć. Widać choćby, że dziś Ministerstwo Rozwoju Regionalnego stawia na regiony wysokorozwinięte, a nie słabsze, jak choćby Podlasie. Nie jest to zresztą żaden nowy pomysł, znam przynajmniej kilka krajów, gdzie wspierano silnych, np. w Japonii czy w Wielkiej Brytanii.

Z drugiej strony, jeśli zakładamy, że nasz region ma być coraz bardziej konkurencyjny, to trzeba się zastanowić, na czym tę konkurencyjność i cały rozwój oprzeć. Dla mnie oczywistym jest, że o rozwoju regionu decydują czynniki endogeniczne, czyli wewnętrzne. Pieniądze, które otrzymujemy, są tylko dodatkiem do nich. Właśnie dlatego uważam, że jeśli się dostaje pieniądze z Unii Europejskiej, to lepiej je wydać na ludzi, na szkolenia, na wiedzę, niż na drogi, które mają iść donikąd. Wystarczy spojrzeć na Portugalię czy Grecję. Tam wydano mnóstwo pieniędzy, ale np. w Portugalii po autostradach nikt nie jeździ, a pięknych stadionów nie ma kto utrzymywać.

Czyżby zgadzał się pan z prof. Grzegorzem Gorzelakiem z Uniwersytetu Warszawskiego, który w jednym z wywiadów stwierdził, że na wschodzie Polski trzeba inwestować nie w infrastrukturę (drogi, kanalizację, wodociągi, oczyszczalnie itp.) tylko w edukację?
- W pewnym sensie się z nim zgadzam, ale nie do końca. On bowiem z góry zakłada, że wschodnie regiony Polski będą rozwijały się wolniej, gdyż takie są uwarunkowania historyczne. Według mnie, jeżeli te regiony wykorzystają swój potencjał, i zostanie to jeszcze poparte inwestycjami zewnętrznymi, mają szansę, by zmniejszyć przepaść do najlepiej rozwiniętych województw Polski.

Na razie się tak nie dzieje. Właśnie dlatego trzeba pieniądze unijne inwestować w to, co jest naszą szansą: w ludzi i dziedziny, które na Podlasiu są tradycyjnie silne. Bo jeśli nie dostaniemy pieniędzy na jakąś mało uczęszczaną drogę, trudno. Ale jeśli nie zdołamy zainwestować w ludzi, wyedukować ich, nauczyć przedsiębiorczości, będzie źle.

Ale ci wyedukowani Podlasianie pewnie potem wyjadą z Podlasia. Więc może nie warto?
- Dlatego trzeba dać im szansę, by chcieli tu zostać! Bo jeśli młody człowiek po studiach zakłada firmę, jeszcze nie zarobił ani złotówki, a musi zapłacić kilkaset zł na ZUS, to nikt takiej firmy nie otworzy, to jasne. Niestety, dziś mamy taką sytuację, że nie dość, iż to "otoczenie inwestycyjne" jest fatalne, to my jeszcze dodatkowo zniechęcamy ludzi do pozostawania w regionie. Bo nie podejmujemy żadnych działań ułatwiających zatrudnianie czy otwieranie firm.

W tej dziedzinie wiele zależy od polityki państwa. Czy tutaj, w regionie, możemy coś z tym zrobić?
- Ale chwileczkę! Przecież państwo to szesnaście regionów! Regiony w tych kwestiach powinny ze sobą ściśle współpracować i robić wszystko, by zatrzymać ludzi na miejscu, także lobbować u władz centralnych. Nie ma nic cenniejszego niż ludzie! Cokolwiek byśmy tu zrobili, jeśli ludzi nie będzie, to żadna nowa droga czy nowy stadion nikomu się nie przydadzą.

Ale współpraca na dużą skalę to pięta achillesowa Polaków, trudno na nią liczyć. Właśnie dlatego dość często o losach regionów decydują władze centralne.
- Tylko dlaczego władze regionalne robią tak niewiele, by zmienić politykę centralną? Tego nie rozumiem. Choćby teraz, gdy regiony walczą o unijne pieniądze, jest szansa, aby jednocześnie wskazywały, czego oprócz środków UE im potrzeba. Co musi się pojawić, aby efektywność pomocy unijnej była duża. Bo inaczej zbudujemy parę dróg, kilka oczyszczalni, i kto z tego będzie korzystał?

Tego chyba też nie można przekreślać. Czy nie jest tak, że potrzebujemy jednego i drugiego? Czyli inwestowania w ludzi, ale także inwestowania w infrastrukturę?
- To prawda. Tyle że to drugie powinno być następstwem tego pierwszego, a nie odwrotnie! O to właśnie mi chodzi, gdy mówię o polityce regionalnej. Bo czy istotą tych wszystkich działań jest to, by Ministerstwo Rozwoju Regionalnego podzieliło pieniądze, a regiony je sobie jakoś wydały, czy to, by ułatwić ludziom działanie w poszczególnych regionach?

Odnoszę wrażenie, że my przez te pieniądze unijne zapominamy, co jest najważniejsze.

A co jest najważniejsze?
- Przeprowadzenie szeregu fundamentalnych reform ułatwiających ludziom życie i pracę. Chodzi przede wszystkim o reformę finansów publicznych i ubezpieczeń społecznych. Wtedy byłaby realna szansa na rozwiązanie kwestii podatków, biurokracji, deregulacji, kosztów pracy, swobody działalności gospodarczej. Póki się tego nie zmieni, wszystko to, co jest dodatkiem, a więc także pieniądze unijne, pozostanie jedynie dodatkiem i nie stworzy żadnych dodatkowych możliwości rozwoju. Trzeba zacząć od podstaw. Pieniądz sam w sobie nie daje bogactwa.

Może jednak taki region jak nasz może coś zrobić niezależnie od państwa?
- Oczywiście, że tak. Nie chcę wystawiać laurki władzom lokalnym, ale ostatnio można zauważyć, że wiele działań zmierza w kierunku ułatwień i wychodzenia naprzeciw inwestorom. I o to chodzi!

Dobrze, ale pieniądze unijne i tak są w Polsce, trzeba je sensownie wykorzystać. Dziś widać, że więcej tych środków trafi do regionów bogatych, a nie do nas. Z perspektywy całego kraju to ma sens?
- Widocznie obecna polityka regionalna Polski zakłada, że w tych regionach potencjał endogeniczny jest większy, więc one lepiej te pieniądze wykorzystają. Tak przypuszczam. Poprzednie władze chciały kierować pieniądze do regionów biednych. Myślę, że chodziło im głównie o to, by te pieniądze wydać, chociaż w wielu przypadkach nie miało to żadnego uzasadnienia merytorycznego.

A może chodziło o wyrównanie poziomu rozwoju regionów i umożliwienie im zdrowego konkurowania między sobą?
- Ale bez wsparcia czynników wewnętrznych nie da się tego zrobić! Same wydawanie pieniędzy w sytuacji, gdy nie ma rozwoju potencjału wewnętrznego, nie przyniesie wymiernych efektów.

Potencjał endogeniczny to znaczy?
- To ludzie, dobrze wykształceni i aktywni, do tego inwestycje, rozwój przedsiębiorczości. Tego potencjału jeszcze nie uruchomiliśmy. Proszę zwrócić uwagę, że my do dziś tylko w niewielkim stopniu opieramy się na tym, co jest w naszym regionie silne. I to jest największy błąd. Chociaż powoli się to zmienia.

Jakie obszary na Podlasiu dają największe szanse na rozwój?
- Przemysł spożywczy, drzewny, maszynowy, turystyka, szeroko rozumiane rolnictwo. Tu jest potencjał! On potrzebuje wsparcia, m.in. za pośrednictwem środków unijnych, ale on już jest. Gdyby środki unijne trafiały właśnie w te obszary, szanse na rozwój całego regionu byłyby zdecydowanie wyższe, ogromne. Oczywiście należy dodać wysokiej jakości kształcenie w tych dziedzinach.

Gdzie w takim razie popełniany jest błąd? Podczas decydowania o tym, na co wydamy pieniądze z Unii?
- Problemem jest przede wszystkim to, że środki dzielone są za pośrednictwem decyzji administracyjnych, podejmowanych przez władze centralne. Jako liberał - doktryner mogę stwierdzić, że zdecydowana część decyzji administracyjnych ma niewiele wspólnego z prawdziwym rynkiem i dlatego niesie ze sobą ryzyko błędu. Dlatego trzeba zakładać, że przynajmniej część pieniędzy podzielonych przez Ministerstwo Rozwoju Regionalnego trafi nie tam, gdzie trzeba. Moim zdaniem, te decyzje powinny być w znacznie większej części udziałem władz lokalnych, a nie centralnych. Bo władze lokalne lepiej wiedzą, co jest potrzebne.

Na szczęście, część z tych pieniędzy idzie dokładnie w tych kierunkach, o których mówię: na wspieranie przedsiębiorczości, na szkolenia. I to jest bardzo istotne, bo stwarza warunki do rozwoju gospodarczego. Wspierajmy przedsiębiorczych ludzi, a przede wszystkim nie utrudniajmy im życia, bo bez tego "potencjału" żadne pieniądze unijne nic nie zmienią. Jeśli nie zachęcimy młodych ludzi, by tu mieszkali, pracowali i się rozwijali, to cały spór, komu i ile dać pieniędzy, stanie się bezprzedmiotowy.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na wspolczesna.pl Gazeta Współczesna