Komitet referendalny uważa, że radni, choć odrzucili wniosek, uchwałę podjęli po upływie ustawowego terminu (30 dni od złożenia wniosku). Pełnomocnik sejmiku przekonywał z kolei, że wszystko było w porządku. Bo wniosek zawierał braki i czas był liczony od momentu jego uzupełnienia.
- Poza tym, wniosek nie odpowiadał wymogom formalnym - podkreślał w czwartek mec. Bogusław Talarczyk, pełnomocnik zaskarżonego sejmiku. - Tutejszy sąd w uzasadnieniu wyroku z 17 lutego wyłapał mankamenty w dokumentach, które umknęły uwadze komisji.
Ta komisja to grupa osób wyłonionych przez sejmik, które sprawdzały dokumenty z podpisami mieszkańców Podlaskiego pod wnioskiem o przeprowadzenie lokalnego referendum (zebrano około 60 tys. podpisów). WSA, na podstawie 15 losowo wybranych kart, faktycznie stwierdził, że były braki i postępowanie umorzył na korzyść sejmiku. Problem polega jednak na tym, że ten wyrok został uchylony przez Naczelny Sąd Administracyjny, a więc nie można go brać pod uwagę. NSA cofnął sprawę do ponownego rozpoznania, uznając, że radni faktycznie spóźnili się z podjęciem uchwały. Mec. Talarczyk zdawał się polemizować z takimi wnioskami.
- Grupa obywateli spełniła wszystkie warunki, aby uruchomić procedurę podjęcia przez sejmik woj. podlaskiego uchwały odnośnie przeprowadzenie referendum lokalnego. Wiemy, iż sejmik temu zadaniu nie sprostał - podkreślał pełnomocnik komitetu, mec. Bogumił Wasilewski.
Złożył mimo to wniosek, aby WSA sprawdził wszystkie listy poparcia. Sąd po naradzie zdecydował, że przeanalizuje, ale próbkę kilkunastu kart, które już są w aktach sprawy. Wyrok poznamy 24 września.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?