- Został powołany szereg świadków, którzy w sądzie mówili, że to im pomogło, że otrzymali stosowną poradę. Choć to irracjonalne, wróżby sprawdzały się. Jak spektakularny przykład śmierci człowieka, który miał według wróżki umrzeć za miesiąc, w trakcie pełni księżyca - wymieniał jeden z obrońców oskarżonej.
Czy to miało przekonać sąd, że Edyta Milewska posiada paranormalne zdolności i nikogo nie oszukała? Sama wróżka twierdziła, że tylko stawiała nieprofesjonalnie pasjanse, a ludzie dawali jej za to jakieś symboliczne kwoty.
Wróżbiarstwo to biznes
Zajmowanie się wróżbiarstwem nie jest zresztą karalne. Dlaczego więc kobieta stanęła przed sądem? Bo, zdaniem śledczych, wyłudziła od jednej z klientek gigantyczne pieniądze: okłamała, zmanipulowała, wprowadziła w błąd co do swych „mocy”. Najpierw wmówiła jej chorobę dzieci, a później przekonywała, że jest znachorką i może je uleczyć.
Edyta Milewska zaprzeczała, że zajmuje się leczeniem chorób, czy czarami. I - jak twierdzi - żadnych pieniędzy od Aliny M. nie brała. Pytana, skąd w takim razie na jej koncie pojawiały się spore sumy, odpowiadała najpierw, że ze sprzedaży mieszkania, a później, że to wygrane w totolotka - jej główne źródło utrzymania. Jako wróżka - tłumaczy - potrafiła przewidzieć zwycięskie liczby.
- Nie uwierzyłem. Poprosiłem, żeby przyniosła stosowne zaświadczenia. Ona regularnie odbierała z kolektury totolotka pieniądze. Te kwoty były spore: 3, 15, 20 tysięcy złotych! Chciałem, żeby mi zdradziła numery na najbliższe losowanie, ale jakoś nie udało mi się jej do tego przekonać - próbował żartować mec. Grzegorz Kucharski. - Procesy o czary zniosła konstytucja z 1776 roku - dodał w swoim środowym wystąpieniu przed Sądem Apelacyjnym w Białymstoku. To tam trafiło odwołanie od pierwszego, skazującego Edytę Milewską wyroku.
- To nie jest proces o czary. To proces o oszustwo i to o oszustwo wyjątkowo obrzydliwe, bazujące na najniższych instynktach, na wyzyskaniu osoby łatwowiernej i wyzyskaniu jej trosk, obaw o zdrowie rodziny. Wmawiała pokrzywdzonej, że jej dziecko może umrzeć, a ona może to niebezpieczeństwo odwrócić - ripostował z kolei adwokat Łukasz Twarowski, pełnomocnik pokrzywdzonego małżeństwa.
Żona została opętana
Alina M., którą skazana poznała dzięki swej kuzynce, opowiadała bowiem, że syn nie chce jeść, jest bardzo chudy, córka moczy się w nocy. Edyta Milewska umiejętnie wykorzystała tę wiedzę. Mówiła, że widzi więcej niż inni. Podała się za wróżkę, znachorkę, szamankę. Obiecywała, że dzięki swym nadprzyrodzony zdolnościom uchroni dzieci przed nowotworem. Wskazała, że choroba może wystąpić i dla jej zatrzymania, dla wejścia w dusze, dla porozumienia się z duchami, potrzebne są kolejne pieniądze.
- Wystraszyłam się bardzo. Chciałam temu zaradzić. Ona mówiła, że trzeba płacić - zeznawała przed sądem Alina M.
Zmanipulowana i zatroskana matka płaciła. Na początku były to kwoty po 100-200 zł, później - po kilkanaście tysięcy. W rezultacie, w tajemnicy przed mężem, opróżniała firmowe konto, wydawała ich oszczędności, pożyczała pieniądze od rodziny, brała kredyty, chciała wziąć nawet pożyczkę pod zastaw domu. Farsa trwała 13 miesięcy. W tym czasie Alina M., u której Edyta Milewska podsycała uczucie strachu i przekonanie, że nie może nikomu o niczym powiedzieć, przekazała wróżce (w Sokółce i Białymstoku, gdzie przez jakiś czas mieszkała Milewska) przynajmniej 400 tys. zł.
Jak to możliwe? Oskarżoną i pokrzywdzoną badali biegli psychiatrzy oraz psychologowie. Wniosek jest taki, że „wróżka” zawładnęła psychiką, wykorzystała skrajną naiwność Aliny M., która była podatna na manipulacje. Do tego jest bardzo rodzinną i kochającą matką. I kobietą majętną - co najwidoczniej Edyta Milewska wyczuła.
- Żona została opętana przez tę kobietę. Milewska wykorzystała jej łatwowierność - nie ma wątpliwości Jerzy Miejłuk. To on w sierpniu 2012 r. złożył zawiadomienie o przestępstwie, kiedy zorientował się, że z jego konta znikają spore kwoty.
Sąd: to osobliwa sprawa
Pani Alina bała się konfrontacji z „wróżką”. Na ostatnie rozprawy w ogóle nie przychodziła. Na ogłoszeniu prawomocnego wyroku nie stawiła się też sama Edyta Milewska. Za oszustwo na gigantyczną skalę Sąd Apelacyjny w Białymstoku skazał ją w minioną środę na 2 lata więzienia.
- Przy takiej kwocie wyłudzenia nie jest to absolutnie kara surowa - stwierdził sędzia Dariusz Czajkowski. Ponadto przyznał, że cała sprawa jest osobliwa i precedensowa. - Przedmiotem zarzutu jest dokonanie oszustwa na wysoką kwotę, w okolicznościach tak irracjonalnych w XXI wieku, że to aż niewyobrażalne.
Edyta Milewska musi też zwrócić pokrzywdzonej i jej mężowi wyłudzone pieniądze - tytułem częściowego naprawienia szkody.
Ale nawet jeśli małżeństwo odzyska gotówkę, rany po tej historii długo się nie zabliźnią. Zaufanie męża do żony zostało poważnie nadszarpnięte. Rodzina jest w rozsypce.
- Nasze życie zmieniło się, i nie na dobre. Ale próbujemy to naprawić - powiedział Jerzy Miejłuk.
W jednej z wersji linii obrony, Edyta Milewska twierdziła, że tylko przechowywała pieniądze pokrzywdzonej, bo ta chciała odejść od męża - brutala i szykowała zabezpieczenie finansowe sobie i kochankowi.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?