Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Ślimaki zamiast mleka? Rolnicy szukają nisz rynkowych

Redakcja
Podlascy rolnicy teraz zaczynają się interesować hodowla ślimaków
Podlascy rolnicy teraz zaczynają się interesować hodowla ślimaków PolskaPress
Podlaskie rolnictwo to nie tylko mleko czy trzoda chlewna. Coraz więcej podlaskich gospodarzy odchodzi od tradycyjnych kierunków produkcji, próbuje szukać nisz rynkowych. Mamy fermy strusi, alpaków, jeleni, plantacje borówek amerykańskich, niektórzy rolnicy zaczynają ostatnio stawiać na hodowlę ślimaków.

Podlaski Ośrodek Doradztwa Rolniczego w  Szepietowie zorganizował wyjazd studyjny dla rolników, którzy są zainteresowani hodowlą i chowem ślimaków. W programie znajduje się m.in. wizyta w gospodarstwach hodujących ślimaki. Rolnicy będą mogli zobaczyć jak wygląda cały cykl produkcyjny – zwiedzić ubojnię i przetwórnię ślimaków. Hodowla ślimaków może być dobrym rozwiązaniem dla małych gospodarstw. 

Król borówek

Można śmiało powiedzieć, że prekursorem w wyznaczaniu nowych kierunków produkcji jest Jerzy Wilczewski ze wsi Białousy. Kiedyś przez 32 lata uprawiał róże – był największym producentem tych kwiatów w Polsce. Na 600 hektarach uprawiał też czarne porzeczki. Kiedy koniunktura na róże się załamała, a i uprawa porzeczek stawała się coraz mniej opłacalna, zaczął szukać nowych, nietypowych kierunków produkcji. Uprawiał m.in. aronię i rokitnik. W 1992 r. pojawiły się borówki amerykańskie. 

– Wszyscy robili wówczas z borówki mityczną roślinę – opowiada. – Nieznaną, wymagającą.

Dziś w gospodarstwie Wilczewskich borówki amerykańskie zajmują powierzchnię  400 hektarów. Jest to jedna z największych plantacji na świecie.

– Aby zajmować się uprawą borówek na pewno potrzebna jest fachowa wiedza, duży areał, znajomość  języków obcych, by móc  sprzedać zbiory za granicą – wylicza Jerzy Wilczewski.

 

Dodaje, że trzeba wyrobić sobie markę i podtrzymywać dobre relacje z kontrahentami.

Innym kierunkiem produkcji w gospodarstwie Wilczewskich jest hodowla jeleni i danieli.

– Kiedy okazało się, że jelenie i daniele zostały ustawowo zaliczone do zwierząt gospodarskich, postanowiłem spróbować – opowiada  Jerzy Wilczewski.

Na początek kupił pięć jeleni i  pięć danieli. Hodowla zaczęła się dynamicznie rozwijać. Stado liczyło nawet 3 tys. sztuk.

– Kiedy załamał się rynek rosyjski, przyszły gorsze czasy – opowiada rolnik ze wsi Białousy. – Jedną fermę jeleni sprzedaliśmy, drugą jeszcze mamy, czekamy na lepsze czasy.

Postawił na miody pitne

Dawid Olesiuk  z miejscowości Saki, syn pszczelarza, postawił na produkcję miodów pitnych. Wykorzystał stare zabudowania i stworzył miodostytnię, czyli wytwórnię miodów pitnych. Do produkcji wykorzystuje miód z własnej pasieki oraz owoce z własnych ekologicznych upraw.

Twierdzi, że jest zadowolony ze swego przedsięwzięcia, choć  związane jest ono z bardzo ciężką pracą. Przede wszystkim chodzi o  sprzedaż.

– Produkuję produkt unikalny – opowiada. – Dlatego muszę sprzedawać go na różnego rodzaju imprezach, muszę budować markę.

Dawid Olesiuk zamierza zwiększać produkcję miodów pitnych. Twierdzi, że  początkowe założenia się sprawdziły, teraz pora na więcej.

– Czy będę się tym zajmował przez całe życie? To się okaże – podsumowuje.

Wodna  nisza

Szymon Chańko ze wsi Konowały prowadzi szkółkę roślin wodnych. Skąd wziął pomysł na nietypowy biznes?

Kiedy przeprowadził się na wieś i zaczął projektować sobie staw, zauważył, że rośliny wodne to nisza na rynku. Wspólnie z żoną Julitą, która jest biologiem, postanowili założyć szkółkę.

 

– Na temat roślin błotnych nie było wówczas żadnych publikacji – opowiada Szymon Chańko. – Można było znaleźć przedruki z pism angielskich, w których zdarzały się błędy. Przekonaliśmy się o tym boleśnie na własnej skórze.

Dziś Chańkowie mają około 3 tys. odmian roślin przybrzeżnych, pływających, podwodnych. Są wśród nich „rarytasy” ogrodowe.

– Staramy się co roku zaoferować jakąś nowość. Roślinę, której nie ma w innych szkółkach – tłumaczy pan Szymon.

W tym roku jest to np. aponogeton (polska nazwa onowodek), czy lilia wodna wanvisa o kolorowych, nakrapianych liściach, wydająca kwiaty w dwóch kolorach.

Aż 90 proc. roślin Szymon Chańko sprzedaje w sprzedaży wysyłkowej. Największą grupę (ponad 50 proc.) stanowią klienci z Warszawy i okolic. Dużo roślin wyhodowanych w Konowałach trafia do mieszkańców Gdańska i okolic.

– Nasze rośliny wysyłamy też do Niemiec, na Litwę, mieliśmy też klientów z Mołdawii, a nawet z Afryki – wymienia.

Szymon Chańko nie żałuje, że postawił na szkółkę roślin wodnych.

– Mamy ciekawą, pasjonującą pracę, która daje nam  bardzo dużo zadowolenia. Jest ona zarazem naszym hobby – mówi. 

(koci)

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na wspolczesna.pl Gazeta Współczesna