Zaczęło się od ostrej wymiany zdań, potem w ruch poszły pięści, a następnie młotek. 84-letnia Henryka S. zmarła w makabrycznych okolicznościach, ginąc z ręki własnego syna w domu, w którym oboje mieszkali. Dzięki zakończonemu wczoraj śledztwu prokuratury możemy ujawnić szczegóły tej zbrodni.
- Wczoraj ukończyliśmy i przesłaliśmy do Sądu Okręgowego w Łomży akt oskarżenia w tej sprawie - informuje Tomasz Wilk, szef Prokuratury Rejonowej w Łomży. - Sławomira S. zamierzamy oskarżyć o zabójstwo swojej matki, którego dokonał w niedzielę, 8 stycznia tego roku.
Od słów do morderstwa
Owego dnia, wedle wyjaśnień podejrzanego, miało dojść do jednej z wielu awantur na tle rodzinnym i majątkowym. Sam Sławomir S. podczas dwóch pierwszych przesłuchań przyznał się do zarzucanego mu czynu i opowiedział o okolicznościach zabójstwa. Zostały one potwierdzone przez biegłego medyka sądowego. Dlatego prokuratura nie dała wiary podejrzanemu, gdy zaczął zmieniać zeznania i twierdzić, że matka spadła ze schodów i nadziała się na nabitą gwoździem deskę.
Z matką od lat dzielił dom przy ul. Pułaskiego w Łomży. Ona zajmowała parter, on z rodziną - piętro. Zeznał, że relacje z matką zmieniły się diametralnie, kiedy 17 lat temu ożenił się. Matka miała nie akceptować jego związku i pozostawała w ciągłym konflikcie z nim i synową. Pięć lat później urodziła im się córka.
Faktem jest, że małżonka Sławomira wraz z dziewczynką od dłuższego czasu mieszkała u swoich rodziców, a do domu męża przyjeżdżały tylko w weekendy.
Owej niedzieli wyjechały z domu około godz. 16. Godzinę później, jak zeznał Sławomir S. do piwnicy, w której rąbał drewno na opał, zeszła jego matka i zaczęli się kłócić.
Kłótnia przeniosła się na parter, gdzie mężczyzna uderzył matkę kilkukrotnie pięścią w twarz. Kobieta upadła obok kaloryfera, a syn wrócił do pracy w piwnicy.
Ścierał ślady, porzucił zwłoki
Gdy znowu dobiegł go głos matki, chwycił młotek i powrócił na górę. Uderzył 84-latkę kilka razy w głowę, przytrzymując ją przy tym za szyję. Kobieta zmarła w wyniku pęknięcia podstawy czaszki i wstrząsu krwotocznego. Sławomir S. przeniósł zwłoki do piwnicy i zawinięte w koc wrzucił do bagażnika samochodu, po czym przewiózł je na ul. Spokojną. Krew z podłogi starł papierowymi ręcznikami i mopem, natomiast zakrwawione dywaniki spalił w piecu.
Policja zatrzymała go dwa dni później, gdy pił u kolegi. Skłonności do nadużywania alkoholu miał od lat. Biegli psychiatrzy stwierdzili, że w momencie popełniania czynu miał w znacznym stopniu ograniczoną zdolność kierowania swoim postępowaniem. Dlatego, kiedy stanie przed sądem, ten może - choć nie musi - łagodzić mu karę. A grozi mu nawet dożywocie.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?