Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Urzędniczka wyszła z pracy w kajdankach. Policja w skarbówce

Tomasz Kubaszewski [email protected]
Archiwum
- Zostałam straszliwie poniżona. - twierdzi.

Policjanci zatrzymali kobietę w pracy, na terenie urzędu skarbowego. Potem zagrozili, że przewiozą do aresztu w Białymstoku, jej dziecko trafi zaś do placówki opiekuńczej.

- Zrobili ze mnie najgorszego bandytę - żali się Katarzyna M. - Zostałam straszliwie poniżona.
Za co zasłużyła na traktowanie jak prawdziwy przestępca? Za... nagranie w pracy paru rozmów.

Zadarła w pracy

O sprawie pracownicy Urzędu Skarbowego w Augustowie pisaliśmy w październiku ubiegłego roku. Bo podała naczelniczkę tej instytucji do sądu, zarzucając mobbing. Twierdziła, że była lekceważona jako kierownik pionu, a podwładni, za zgodą szefostwa urzędu, ją ignorowali.

W końcu zmieniono jej zakres obowiązków. Dostała tyle zajęć, że siedziała w urzędzie do nocy. W lutym ub.r. zemdlała w pracy. Wcześniej była wzorową, nagradzaną urzędniczką. - Zadarłam z pewnym wpływowym pracownikiem - mówi. - Od tego czasu stałam się czarną owcą.

Urząd, odpowiadając na pozew, do niczego się nie przyznał. M. miała być traktowana na równi z innymi. Sprawa o mobbing wciąż toczy się przed sądem.

Areszt na 14 dni

- Nie pozostało to bez wpływu na bieżącą pracę - dodaje pani M. - Wciąż spotykałam się z nowymi przejawami mobbingu. Zastanawiałam się tylko, jak to potem udowodnić?

Przyniosła więc do pracy dyktafon i schowała go za szafą. Niedługo potem została przeniesiona do innego pokoju. Dyktafon został w starym.

Ktoś go znalazł. Zrobił się szum. Okazało się, że nagrało się tam kilka mało istotnych rozmów pracowników. To był listopad ub.r. Wkrótce sprawą zajęły się organy ścigania. - Przesłuchali mnie nawet i myślałam, że jest po sprawie - opowiada M.

Nic z tego. Śledczy brnęli dalej. W kwietniu postanowili przedstawić kobiecie zarzuty. Ta była jednak na zwolnieniu lekarskim, więc się nie stawiła. Ale zwolnienie dostarczyła.

Tymczasem zajmująca się sprawą prokuratura w Sejnach wydała za kobietą... list gończy. Zapadła też decyzja o tymczasowym aresztowaniu na 14 dni! Ryszard Tomkiewicz, rzecznik prasowy prokuratury twierdzi, że innego wyjścia nie było. M. miała nie odbierać wezwań telefonicznych i nie podnosić domofonu.

- Przecież się nie ukrywałam - zapewnia kobieta. - Np. chodziłam codziennie z dzieckiem do kościoła na "biały tydzień".

Ale ludzcy panowie..

Zatrzymano ją pierwszego dnia po powrocie ze zwolnienia do pracy. Paweł Jakubiak, rzecznik prasowy augustowskiej policji przypomina, że funkcjonariusze wykonywali prokuratorskie zlecenie. - Zachowali się po ludzku, bo mogli panią zawieźć od razu do aresztu w Białymstoku - dodaje. - Ale skontaktowali się z prokuraturą i przedstawili zarzuty. Po kilku godzinach kobietę zwolniono.

Jeśli zaś pojawiały się wątki związane z oddaniem dziecko do placówki opiekuńczej czy też funkcjonariusz wyciągnął kajdanki, ze straszeniem nie miało to nic wspólnego. Bo to było... informowanie.

Także prokuratora w całej tej sytuacji nie dostrzega niczego niewłaściwego, a zastosowane metody, w tym poniżające zatrzymanie w pracy, uważa za właściwe.

Katarzynie M. przedstawiono zarzuty dotyczące dostępu do informacji, do których nie było uprawniona. Grozi za to nawet do 2 lata więzienia.

- Powinni ją jeszcze na te 2 lata za tę naciąganą sprawę wsadzić - ironizuje pan Andrzej, znajomy pani M. - To dopiero byłaby kpina.

Czytaj e-wydanie »

Nieruchomości z Twojego regionu

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na wspolczesna.pl Gazeta Współczesna