Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Zmasakrował mu twarz. Później podpalił ciało. Zabił swojego szefa

(ika)
Grzegorz T. aresztowany
Grzegorz T. aresztowany
Makabryczna śmierć. Grzegorz T. twierdzi, że tylko się bronił.

Nie chciałem zabić Marka - zapewniał w sądzie Grzegorz T. - Broniłem się tylko. Chwyciłem metalową łapkę do gwoździ i zacząłem go bić po głowie. Nie wiem ile razy, ale na pewno do momentu, aż przestał się ruszać.

W piątek w białostockim sądzie okręgowym ruszył proces zabójcy pracodawcy na ul. Dalekiej. Jak ustaliła prokuratura, oskarżony robotnik zatłukł pokrzywdzonego metalowym narzędziem, a jego zwłoki podpalił.

Następnie pijany Grzegorz T. wsiadł za kierownicę. Kilkaset metrów od miejsca zabójstwa, auto rozbiło się na ogrodzeniu.

Jak tłumaczył oskarżony, powodem tragedii była kłótnia o... pieniądze. Oskarżony pracował w firmie ofiary jako brygadzista. Z szefem łączyły go dobre relacje. Spotykali się po pracy. Odwiedzali. - Grzegorz był jego prawą ręką - mówili robotnicy.

Do tragedii doszło w listopadzie 2009 roku. Grupa robotników pracujących przy ocieplaniu bloków, zebrała się tego dnia z okazji urodzin swojego szefa.

Pili wódkę w piwnicy remontowanego budynku. Gdy towarzystwo opuściło imprezę, oskarżony zaczął domagać się od pracodawcy wypłaty zaległej pensji. Grzegorz T. pracował dla Marka P. od dwóch miesięcy, ale wypłatę dostawał w ratach po 100-200 zł.

Podobnie pozostali budowlańcy. Plotka głosiła, że Marek P. ich wynagrodzenie wydawał na gry hazardowe.

W trakcie kłótni, między mężczyznami doszło do szarpaniny.

- To on zaatakował mnie pierwszy. Był zdenerwowany. Wykręcił ręce, rzucił o ścianę jak piórkiem - oskarżony Grzegorz T. opisał, że wówczas chwycił metalową łopatkę do gwoździ i zaczął uderzać szefa w twarz i głowę. Masakrowany mężczyzna osunął się na ziemię.

Śledczy twierdzą, że zanim Grzegorz T. uciekł z miejsca przestępstwa, prawdopodobnie podpalił zwłoki, aby pozbyć się śladów.

Sam oskarżony tego już nie pamięta. Przyznał się jednak do winy. Zaakceptował też 300 tys. zł odszkodowania, jakich domaga się żona ofiary. - Życie ludzkie nie ma ceny - mówił skruszony.

Mężczyźnie grozi dożywocie. Na salę rozpraw został doprowadzony z tymczasowego aresztu.

Czytaj e-wydanie »

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na wspolczesna.pl Gazeta Współczesna