Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Jagiellonia traci mnóstwo goli, bo „czego Jaś się nie nauczy, tego Jan nie będzie umiał”

Dariusz Klimaszewski
Dariusz Klimaszewski
Dariusz Klimaszewski Archiwum
Dziesięć miesięcy temu byli medalistami piłkarskiej ekstraklasy. Teraz czeka ich walka o pozostanie w najwyższej klasie rozgrywkowej. I nie będzie to wcale łatwa walka.

W skrajny pesymizm jednak nie popadam. Nie skłania mnie ku temu nawet ostatnia fatalna passa Jagiellonii. Gdy w rundzie jesiennej białostoczanie przegrali z Pogonią Szczecin 1:2, Lechią Gdańsk 0:3, Górnikiem Łęczna 2:3, Wisłą Kraków 1:4, zremisowali z Podbeskidziem Bielsko Biała 1:1 i przegrali z Piastem Gliwice 0:2, wielu komentatorów głosiło o kryzysie zespołu trenera Michała Probierza. Ja zaś, podsumowując I rundę rozgrywek, stwierdziłem, że żadnego kryzysu nie było, a wyniki te odzwierciedlają obecną siłę Jagiellonii. Niedawne rewanże potwierdziły moją tezę: remis z Pogonią 0:0, porażka z Lechią 1:5, wygrana z Górnikiem 1:0 oraz porażki z Wisłą 1:5, Podbeskidziem 0:3 i Piastem 0:2. Na szczęście w grupie spadkowej nie ma już Piasta, Pogoni i Lechii. Termalica, Górnik Zabrze, Śląsk i Korona są zaś znacznie słabsze. Poza tym po jesiennej kiepskiej serii Jagiellonia zaczęła wygrywać i piąć się w tabeli. A że historia lubi się powtarzać...

Mnie jednak najbardziej martwi dziurawa linia defensywna Jagi. W 30 meczach zespół stracił 54 gole, czyli prawie dwa w jednym spotkaniu. Wprawdzie trenerzy twierdzą, że za grę obronną odpowiada cała drużyna, to jednak ostatnio Bartłomiej Dąbrowski kapitulował po ewidentnych błędach kolegów.

Głównymi winowajcami byli Sebastian Madera i Igors Tarasovs. Niemniej nie uważam, że kosztowne pomyłki wynikały z ich słabszej formy piłkarskiej. Moim zdaniem są one konsekwencją beznadziejnej sprawności ogólnej stoperów Jagiellonii.

Obydwaj są mało zwrotni, przez co i wolni. Mijani przez rywala najczęściej widzą już tylko jego plecy. A o dogonieniu przeciwnika mogą pomarzyć. Gdy zaś upadną, zanim się podniosą z murawy piłka jest już od nich daleko. Niestety, strzelający gole rywale także.

Madera i Tarasovs mierzą sobie po 190 centymetrów. Ale wzrost nie jest wcale dla nich usprawiedliwieniem. Przed laty miałem przyjemność przeprowadzić w Kow-nie dłuższą rozmowę z Arvy-dasem Sabonisem. Litewskiego giganta (221 cm), sławę nie tylko europejskiej koszykówki, ale i ligi NBA, zapytałem skąd u niego znakomita sprawność (nie tylko popisywał się wsadami i rzutami hakiem, ale także kozłując przez pół boiska nie pozwalał dogonić się rywalom, kozłował piłkę nawet „w parterze”, leżąc na parkiecie). Litwin odpowiedział, że z lekcji wychowania fizycznego. Zanim jako 13-latek zaczął trenować koszykówkę nauczyciele zadbali bowiem, by był wygimnastykowany. Bieg, skoki, skłony, przysiady, a dopiero później, po latach, piłka do rąk.

Niestety, wydaje się, że ani Madera, ani Tarasovs nie mieli takich nauczycieli. Jako chłopcy potrafili kopać piłkę, więc z miejsca zapewne zaczęli trenować futbol. A jak mówi mądrość przysłowia „czego Jaś się nie nauczy, tego Jan nie będzie umiał”.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na wspolczesna.pl Gazeta Współczesna