Prezes w sądzie
Prezes w sądzie
Stanisław Biłda, prezes PKS S.A. w Suwałkach, przynajmniej kilka razy w miesiącu pojawia się w sądach. Zazwyczaj odpiera zarzuty pracowników, których zwolnił. Firma przegrywa większość procesów i ponosi koszty. Tak ostatnio było ze sprawą Bogusława Bryndy, zwolnionego dyscyplinarnie przewodniczącego jednego ze związków zawodowych. Przeciw szefowi spółki toczy się także postępowanie karne na wniosek Państwowej Inspekcji Pracy. Wyrok powinien zapaść w najbliższy piątek. Obwinionemu grozi wysoka grzywna.
Pierwsza rozprawa w sądzie pracy odbyła się wczoraj. Matelski, kierowca z 35-letnim stażem, domaga się anulowania dyscyplinarki i rekompensaty za czas, kiedy był bezrobotny. Na te warunki nie zgodziła się reprezentująca firmę prawniczka. Do ugody nie doszło.
- Udowodnię, że to ja miałem rację - zapowiada kierowca. Termin kolejnej rozprawy wyznaczono na początek stycznia. Wówczas zostaną przesłuchani świadkowie.
Kiepskie opony
Matelski w firmie należał do tzw. elity. Jeździł na długie trasy. Jego kłopoty zaczęły się w lipcu. Wracał z rejsowego kursu do Ustki. Przed Słupskiem okazało się, że powietrze całkowicie uszło z przedniego, lewego koła autobusu. Po konsultacjach telefonicznych z Suwałkami poprosił o pomoc ekipę z PKS w Słupsku.
- Wtedy okazało się, że opona jest kompletnie zużyta. Założono ją parę tygodni wcześniej w naszych warsztatach. Ja wtedy niemal cudem uniknąłem wypadku. Tymczasem w Suwałkach usłyszałem, że to pewnie moja wina i mnie obciążą kosztami - Matelski odparł, że w prokuraturze złoży zawiadomienie, jak traktuje się bezpieczeństwo pasażerów.
Bezzwłocznie wypadł z elity. Jak twierdzi, regularnie dawano mu do zrozumienia, że jest kiepskim pracownikiem i musi pomyśleć o swojej przyszłości.
"Ustrzelony" został 9 września. Kierował pospiesznym autobusem do Olsztyna, próbowali go zatrzymywać po drodze mężczyzna i kobieta w nieoznakowanym aucie. Nie reagował, bo tam nie było planowanych postojów. W Olecku zadzwonił po policję i dopiero wtedy okazało się, że to rewizorzy z firmy wynajętej przez zarząd suwalskiego PKS.
Znalazł się pretekst
- Zwolniliśmy tego pana za niepoddanie się kontroli i za nieuzasadnione wzywanie policji. Nic nie wiem o oponach. Dbamy o bezpieczeństwo podróżnych - przekonywał Stanisław Biłda, prezes PKS SA. - Nie była więc to żadna zemsta.
Innego zdania jest kierowca:
- Co to za argument, że wezwałem policję? - pyta. - Chyba miałem do tego prawo. A zatrzymywania się poza przystankami, które przewiduje rozkład jazdy, zabraniają nam przepisy. Skąd mogłem wiedzieć, kto tam stoi na drodze.
Tak źle, tak niedobrze
Matelski jest przekonany, że za wszelką cenę szukano na niego "haka". - Gdybym się wtedy zatrzymał, to zarzuciliby, że zrobiłem to w niedozwolonym miejscu. Nie zatrzymałem się, więc też źle. Niestety, w PKS karze się ludzi za mówienie prawdy. Jeśli chodzi o opony, nie skłamałem. Natomiast zachowaniem rewizorów, mam świadków, oburzeni byli również pasażerowie i popierali mnie, że wezwałem policję.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?